piątek, 19 września 2014

Beryl/ Rozdział 1 - "Masz racje, zakazanie mi tego nie miałoby sensu"

        >>>>>>https://www.youtube.com/watch?v=zRIbf6JqkNc<<<<<<
   Ten dzień był kompletnie nieudany. Tak bardzo się starałam aby Perdita w końcu zauważyła Alexa, a tu klops, wszystko popsuli ONI.
   Niestety, wiem KIM, a może CZYM są te stworzenia. Tak bardzo niebezpieczni, a zarazem tak przystojni, czy to się nie wyklucza? Założę się, że dobre serce księżniczki wzięło górę nad rozsądkiem i zamiast brać nogi za pas, matkuje komuś w stercie gruzu. Muszę stąd wyjść, w tej chwili. Zapewne będzie mnie szukać oczekując wyjaśnień.
   Podniosłam suknie do góry i ruszyłam w stronę balkonów. Wszystkie wejścia były zawalone. Właśnie łamałam zasady przyjaźni, zostawiając Alexa i Perdite w sali balowej, lecz nie mogłam dopuścić do zadawania zbędnych pytań. Istnienie TYCH istot pamiętam ja i może Alex, ale gdy one chodziły swobodnie po ziemi, on miał zaledwie kilkaset lat.
   Kątem oka dostrzegłam, że zmierza za mną istota o nieziemsko bordowych włosach. Tak, była to moja ukochana Perdita. Przyspieszyłam kroku, ale pod żadnym pozorem nie biegłam. Dziewczyna nie rezygnowała. 
   Właśnie stawiałam pierwsze kroki na marmurowej posadzce balkonu, kiedy rozległ się jej głos:
- Beryl, zaczekaj musimy porozmawiać! - Zaśmiałam się przeciągle, nawet się nie oglądając. Naparłam ramionami na barierkę i jednym zręcznym susem przeskoczyłam ją. Gdy w końcu wylądowałam na twardym podłożu, poprawiłam suknię i czarne włosy, a następnie ruszyłam jak najszybciej można do bramy wjazdowej. Podczas biegu zauważyłam Perdite wychylającą się zza barierek i wołającą coś z całych sił. Niestety, nie usłyszałam ani słowa, ponieważ wiatr świstał mi w uszach.
   Zatrzymałam się dopiero przed bramą. Była ona wykona ze złota, między jej prętami przeplatały się sylwetki koni. Była naprawdę piękna. Strażnik pochylił przed mną głowę i wypuścił mnie na zewnątrz. Powóz już czekał. Rozsiadłam się wygodnie w szkarłatnym siedzeniu i pochyliłam głowę do ucha woźnicy.
- Do Lasu Nimf. - wyrzekłam. Człowiek odwrócił do mnie swoją przestraszoną twarz. Dostrzegłam na jego łysym czole smugą potu.
- Ale pani...
- Natychmiast! - powiedziałam z naciskiem. Powóz ruszył z niesamowitym zrywem, przerzucając mnie prawie na przeciwne siedzenie. Zasłoniłam szybko firanki, żeby jak najbardziej się zamaskować. 
   Droga zleciała mi bardzo szybko, ponieważ według mojego polecenia woźnica nie szczędził koni. Wysiadłam z powozu podnosząc do góry suknię. Moje białe pantofle wylądowały w błocie polnej drogi. Rzuciłam stangrecie sakwę pełną monet i zawołałam szybko oddalając się:
- Niech pan zachowa to dla żony i dzieci, i  nie roztrwoni w barach!
   Przede mną rozciągła się panorama mrocznego lasu. Jego oblicze od zawsze mnie odstraszało, ale musiałam tam pójść. Musiałam się ukryć.
   Stanęłam przed lasem, jakbym nadal się zastanawiała czy na pewno tego chcę. Wiedziałam jednak, że każdy mój czyn jest ważny dla losów przyszłości.
   O tym domku nie wiedział nikt oprócz mnie i Matt'a. Wybudował go dla mnie mój dziadek, jeszcze gdy byłam małą dziewczynką. Był to nasz mały sekret, a Matt wie o nim dlatego, że jest to jedyne miejsce, w którym mam spokój od rodziców. Pchnęłam z całych sił stare, drewniane drzwi, które z hukiem otworzyły się przede mną. Domek prawie się rozpadał, oczywiście ze starości, chociaż może nie tylko... Wybudowano go w czasach kiedy było bezpiecznie i las nie miał przydomka "Las Nimf". Jednak gdy tylko pojawiły się w nim te wstrętne stworzenia, właściciel majątku, czyli mój ojciec, który odziedziczył te ziemie po dziadku, sprzedał go w ręce króla. Każdy kto tu wchodził nie wracał, oczywiście każdy kto nie był mną i Matt'em. Nauczyłam te okropne uwodzicielki czym jest gniew wampira. Z nimi trzeba było postępować stanowczo. W końcu nauczyły się, że muszą dzielić swój teren z kimś innym i nie śmiały robić nam jakiejkolwiek krzywdy.
   Domek w środku był wykonany całkowicie z drewna. W prawym rogu koło okna, deski gniły z powodu wilgoci, ponieważ tuż nad nimi w dachu była dziura wielkości męskiego kciuka. Nie polecam nikomu przebywać w tej chacie podczas burzy, ale ja byłam do tego zmuszona. Rzuciłam się na stojącą w drugim kącie kanapę i odetchnęłam z ulgą. Poczułam jak jakiś okruszek kamienia który leży mi na sercu, spada. Tutaj nikt nie mógł mnie znaleźć. Przyjdzie jeszcze czas na wyjaśnienia, ale nie teraz, nie w tym momencie.



   Minęła spora chwila zanim deszcz przestał padać. Obudzona nagłym ustąpieniem bębnienia o dach, poderwałam się z niewygodnego łoża. Przetarłam w pośpiechu oczy i podbiegłam do wiszącego nad pustym wiadrem lustra. Oczy miałam podkrążone, a twarz umorusaną od błota. Spojrzałam w dół, a potem, nie odwracając głowy przez pobliskie okno. Strumyk nadal płynął w tym samym miejscu co zawsze. Uśmiechnęłam się sama do siebie i wybiegłam boso ku wodzie. Jak zdążyłam zauważyć, przespałam około sześciu godzin, ponieważ panował wczesny poranek.
   Po dokładnym umyciu twarzy wyszłam na zewnątrz. Po lewej stronie chatki, postawiona była mała dobudówka, kryjąca jedynie schody. Zdjęłam drewniane zapory z drzwi i zeszłam po woli do spiżarni. Byłam głodna jak wilk, a zapasy zimowe nadal były na półkach. Choć większość z nich była mięsem lub krwią, której nigdy nie piłam, znalazłam także coś dla siebie. Niestety, nie miałam warunków by urządzić sobie prawdziwą ucztę, a nawet i czasu. Dlatego zjadałam parę jabłek i przeszłam do kolejnego, ważnego punktu mojego dzisiejszego dnia.
   Powolnym krokiem, ciągnąc za sobą suknie nie zmienioną od wczorajszego wieczoru, wróciłam do chatki. Byłam w stu procentach pewna, że zamykałam za sobą drzwi, a jednak były uchylone. Zerknęłam zza nich i niepewnie weszłam do środka. Cóż, z moich spostrzeżeń wynikało, że w środku nikogo nie było.
- Moja droga, nawet nie wiesz jak się martwiłem! - usłyszawszy ten głos nawet nie drgnęłam, natomiast na mojej twarzy zawitała duży uśmiech.
- Och, kochanie, przecież wiesz że jestem samowystarczalna, nie było o co. - odparłam najbardziej uroczo jak potrafiłam i odwróciłam się w tył skąd dobiegał głos.
   Matt uroczo wyglądał w blasku wschodzącego słońca. Jego włosy w kolorze ciemnego blondu pięknie połyskiwały w tym świetle, sprawiając wrażenie tysiąca migocących diamentów. Matowa i wręcz szara twarz miała zmartwiony wyraz. Złote oczy połyskiwały szkliwie podkreślając jego wory pod oczami. Szczerze? Wyglądał okropnie, jakby całe życie z niego uszło w jednym momencie. Jeszcze wczoraj razem bawiliśmy się w ogrodzie, a dziś wyglądała jak trup (rzeczywiście, był trupem, ale takie porównanie nasunęło mi się w tej chwili).
- Co ci się stało? - podbiegłam do niego i chwyciłam jego twarz w dłonie uniemożliwiając mu jakikolwiek ruch. - Wyglądasz jak istne nieszczęście, czyżbyśmy wczoraj zbytnio nie zabalowali? - zapytałam z przekąsem, jednak zaraz uśmiech znikł mi z twarz, ponieważ zauważyłam że mu wcale nie do śmiechu. Wskazałam palcem na łoże.
- Siadaj. - wykonał posłusznie moje polecenie pozostawiając swoją twarz w bezruchu.
- Perdita opowiedziała mi o wszystkim. Z resztą, od dłuższego czasu wiedziałem, że coś się święci. - odpowiedział beznamiętnie, pochylając wzrok. Matt miał nadprzyrodzony dar, jeden z tych, które otrzymują tylko wybrani. Mianowicie miał "przeczucia", jeśli coś miało się stać, on wiedział o tym, jednak nie przychodziła do jego umysłu dosłowna informacja, lecz coś w rodzaju uczucia, zadającego mu niesamowity ból. Przez ten przeklęty dar nie mógł nic spożywać, normalnie funkcjonować. Stąd jego wory pod oczami, on potrzebował krwi.
- Dlaczego mi nic nie powiedziałeś. Zataiłeś prawdę... - Smutek przebijał w moim głosie jak nigdy dotąd. Naszą zasadą było mówienie sobie o WSZYSTKIM, dosłownie o WSZYSTKIM, a tym bardziej o czymś tak ważnym jak to.
- Uwierz mi, nie wiedziałem co się dzieje. To było inne przeczucie niż dotąd. Nie był to ból, lecz uczucie złości nienawiści do wszystkiego... - wypowiedziawszy te słowa pierwszy raz od momentu zaczęcia dyskusji zwrócił w moją stronę wzrok. - Musisz mi pomóc, oni są okrutni, jednak ktoś musiał ich uwolnić i mieć w tym jakiś powód.
- Jakbym nie wiedziała. - odpowiedziałam oschle i podniosłam się z siedzenia. Zaczynając zmierzać do wyjścia, zahamowała mnie jego dłoń.
- Proszę. Zachowaj ostrożność. Wiem, że szykuje się kolejna walka, martwię się o ciebie, ale wiem, że zakazanie ci w niej uczestniczenia nie ma sensu, dlatego proszę, bądź ostrożna i uważaj na siebie.
- Masz racje, zakazanie mi tego nie miałoby sensu. - I wyszłam, pozostawiając go samego w chatce.


                                                                                                                   Cloudeen.