środa, 29 października 2014

Beryl/ Rozdział 2 - "Ja nigdy nie zapominam. I tego też nie zapomnę"

   Przedzierając się przez gąszcz, wdepnęłam w coś miękkiego. Z obrzydzeniem spojrzałam w dół. Tak, moja kostka ugrzęzła w błocie. Byłam zła sama na siebie. I co teraz zrobię? Przecież nie pokaże się IM w takim stanie, za żadne skarby świata nie wpuszczą mnie takiej do swojej władczyni.
   One i te ich nienormalne zasady. Lecz nie miałam zamiaru tracić czasu i postanowiłam wyruszyć w dalszą drogę.
   Już po ujściu kilku metrów słychać było ten przeraźliwy jazgot, a może jak to one nazywały - śpiew. Moja ochota na spotkania w tym otoczeniu był minimalna, ale nie miałam wyboru.
   Powoli odsunęłam kotarę z liści. Wchodząc na ICH teren, czułam się jak u wejścia do którejś ze spelunek. Już po chwili zatrzymała mnie ręka dojrzałego mężczyzny z brodą do pasa, związaną u końca rzemykiem. Miał na sobie długi, do kolan, zapinany na złote guziczki płaszcz. W pochwie widniała szpadla.
- Gdzie to się panna wybiera? - zapytał strażnik z kamienną twarzą.
- Beryl von Sangsue. Pan wybaczy, ja do szefowej - powiedziałam i starałam się go zręcznie ominąć.
- Nie podano mi twego nazwiska. Zaraz wracam, nie ruszaj się stąd bo gorzko tego pożałujesz - odpowiedział, zatrzymując mnie dłonią.
- Już się boję... - Na szczęście nie usłyszał tych słów. Gdy tylko zniknął mi z pola widzenia, usadowiłam się wygodnie w jego krześle. Położyłam ręce na oparcia i spoglądałam na staw. Cóż, strażnik miał tu co nie lada widoki. Gołe panny oblewały się wodą, nucąc przy tym te same melodie co i 100 lat temu. Bardzo rzadko tu zabawiałam, ponieważ nie miałam być tu po co, tym bardziej, że atmosfera była typowo nie w moim klimacie. Aż dziw, że nie spotkałam po drodze żadnego mężczyzny zwabionego ich "słodkim" śpiewem. Wtem usłyszałam głos strażnika, który jakimś cudem bezszelestnie się do mnie zbliżył.
- Królowa Nimf zezwoliła na spotkanie, zaprowadzę pannę na miejsce...
- Nie trzeba, znam drogę -odpowiedziałam, oddalając się od mężczyzny.
   Nie pukając nawet w drzwi, zamieszczone w konarze drzewa, weszłam do środka. Pomieszczenie było prawie okrągłe, jak to bywa z pniami. Wokół na ścianach wisiały setki portretów Gabrielle. Wnętrze było urządzone w kolorach brązu i czerwieni, bardzo przyjemne. Wręcz na przeciwko wejścia, pod równoległą ścianą, stała brązowo-czerwona sofa. Ale to nie to przykuło mój wzrok, lecz osoba która się na niej znajdowała. Kobieta w grubych, opadających na ramiona, brązowych włosach. Jej twarz była porcelanowo blada, mimo tkwiącego w jej ustach od tysięcy lat cygara, nie zmieniła koloru. Oczy błyszczały niczym czarne węgielki, a usta podkreślone były krwisto czerwonym kolorem. Mimo dość pulchnej twarz, cała jej postawa była szczupła. Leżała na kanapie, a jej nogi zwisały z oparcia, cud, że jeszcze nie udusiła się cygarowym dymem. Mogłoby się wydawać, że cała jest w białym płaszczu, gdyby nie czarna koronka przebijająca zza odzienia, która zdecydowanie należała do sukienki. Była bosa. Wyglądała na młodą , jednak w rzeczywistości była tak stara, że nawet mój dziadek nie pamięta jej narodzin. Była nieśmiertelna. Była czarodziejką, chociaż w moim przekonaniu raczej wiedźmą.
   Gdy tylko przekroczyłam próg, na jej twarzy pojawił się ten wieczny, fałszywy uśmieszek.
- Koga ja widzę, Beryl, kochanie! - zawołała, wstała i podeszła do mnie. Chciała mnie pocałować na przywitanie, ale ja nie mogłam dać tak sobą manipulować.
- Kogo chcesz przede mną udawać Gabrielle? Dobrze obie wiemy jaka jesteś - odpowiedziałam zwięźle i cofnęłam się kilka kroków.
- Ależ moja droga, czy zawsze będziesz mi wypominać ten niefortunny wypadek sprzed kilkuset lat? - zaśmiała się z wymuszeniem, rzężąc przez zęby.
- Niefortunny wypadek? Czy ty sama siebie słyszysz? 
- Jestem dobra, ale do czasu. Czy ty się czasem nie zapominasz? - zapytała, tym razem z lekkim oburzeniem. Spojrzałam na nią wzrokiem zabójcy i sycząc przez zęby odpowiedziałam:
- Ja nigdy nie zapominam. I tego też nie zapomnę.
- Wiedz moja droga, że ja też. To był błąd, ale gdy poznałam Arthura to wszystko się zmieniło! - Głośność dźwięku zwiększała się z każdą chwilą, aż w końcu przeszła w krzyk. Gabrielle bezsilnie opadła na kanapę, prawie się popłakując.
- Czy ty zdajesz sobie sprawę, że to przez ciebie wybuchła ta wojna. Gdybyś nie zraniła Upadłego, nie stało by się nic! - rzuciłam, trochę się zapominając.
- A jednak trzymałaś to w sekrecie, mam ci przypomnieć dlaczego? - zapytała tajemniczym tonem, przejeżdżając mi palcem po policzku. Cała zadrżałam. Dobrze wiem, dlaczego trzymam to w sekrecie. Jednak za żadne skarby świata, nikt nie może się o tym dowiedzieć.
- Nie musisz mi przypominać. Ale przyszłam do ciebie w innej sprawie. - Rozluźniłam się nieco i zajęłam miejsce na przed chwilą zwolnionej kanapie. - Bratałaś się z Upadłym, znasz ich lepiej niż ja i na pewno wiesz co stało się dzisiejszej nocy. - Kobieta znów włożyła do ust cygaro i podeszła do małego, okrągłego okienka. Chwile patrzyła przez nie nic nie mówiąc. Znałam ją, często tak robiła. Prawdopodobnie rozmyślała, chociaż ciężko mi uwierzyć, że w tak małym móżdżku może zachodzić taki rozbudowany proces. W końcu, kto normalny rozkochuje w sobie Demona, a potem porzuca go dla jakiegoś elfa. Na miejscu Upadłego też bym się zdenerwowała, ale chyba nie do takiego stopnia by wywoływać wojnę.
- Z Michaelem byliśmy blisko, bardzo blisko. Był we mnie szaleńczo zakochany - zaśmiała się przeciągle. - ale nie rozumiał, że dla mnie to był zwykły romans. Angażował się, ale Lord Hell nie był z tego powodu zadowolony. Kazał mu mnie zabić, ale Michael się buntował, nie rozumiał, że od tego najprawdopodobniej zależy jego życie. Chciał powiedzieć mi, jaki to on bohaterski, że sprzeciwia się swojemu Panu, ale ja to przeczułam. Nie dość, że ja go rzuciłam to jeszcze miał zatargi z Lord Hellem. Postanowił się zemścić, a przy okazji podlizać swojemu panu. Tyle wiem, więcej ode mnie się nie dowiesz.
- Tyle to ja sama wiem. Ale teraz oni powrócili, przecież wygnaliśmy ich do Domu Ognia i zamknęliśmy Wrota Piekła! -  Musiałam wydusić od niej jak najwięcej, jednak to nie było takie łatwe. - Jak dobrze wiesz, wszyscy myśleli, że Wampiry są po stronie Upadłych, lecz prawda jest taka, że nie byli po żadnej stronie. Na znak pokoju, po wygnaniu Demonów przywódcy  każdej z ras otrzymali klucz do Wrót Piekła. Idzie je otworzyć tylko tym kluczem! Ktoś to musiał zrobić! - zawołałam, czułam się taka bezsilna. Łzy same napływały mi do oczu, ale nie mogłam popłakać się przed Gabrielle.
- Myślisz, że jako przedstawicielka Nimf ja to zrobiłam? - znowu się zaśmiała. - Śmieszna jesteś dziecinko, ale w żaden sposób nie mogę ci pomóc. Jednak to nie ja wypuściłam te istoty na wolność. - Byłam zła sama na siebie, to ona powinna mi coś powiedzieć! Tymczasem opowiedziała mi to co już wiedziałam, byłam tak zdenerwowana, że podniosłam suknie do góry i zaczęłam marsz do wyjścia.
- Beryl. - Odwróciłam się na dźwięk mojego imienia. - Mam coś dla ciebie. To kartka ze  spisem władców wszystkich ras. - Wręczyła mi świstek papieru i odwróciła się do mnie plecami przechodząc do innego pomieszczenia.

                                                                     

   W drodze powrotnej otworzyłam w końcu kartkę, która była zgięta w pół. Rzeczywiście, spisane były na niej nazwiska przywódców poszczególnych ras i miejsca w których się znajdują. Mogła mi się bardzo przydać, ale jednak myślałam, że Gabrielle powie mi więcej na temat Upadłych. Któż mógł być tak okropny i uwolnić te bestie. Nie twierdze, że to któryś z władców, może ktoś po prostu ukradł ten klucz.
   Ponownie zerknęłam na papier i odczytałam informacje zapisane granatowym piórem:

* Benjamin von Sangsue - przywódca rasy Dzieci Nocy - Dwór państwa von Sangsue na obrzeżach Londynu
* Camille Mild - przywódczyni Wilkołaków - Jaskinia "Full Moon"
* Gabrielle de Exlecebris - przywódczyni Nimf - Las Nimf
* Adrien Valleureux - przywódca Łowców - Sala Obrad w Zamku Królewskim
* Lord Hell - przywódca Upadłych - Dom Ognia - PERICULOSA*
* Frances de Grave - przywódczyni Elfów - Łąka w Lesie Springflowers
* Jahwe - Bóg Aniołów - Łączność poprzez modlitwę


   Od razu wykreśliłam piórem które przy sobie miała dwa nazwiska. Jedno należało do mojego ojca, ale ja cały czas miałam nadzór nad naszym kluczem, a Lord Hell w ogóle go nie otrzymał. Stwierdziłam, że pierwszą osobą do jakiej się udam będzie Camille.
   Spojrzałam w górę. Niebo stawało się coraz bardziej szare, a to świadczyło tylko o tym, że nieubłaganie zbliża się noc. Muszę jak najszybciej udać się do mojego dworu i spakować parę rzeczy. Przeniosę się do Matta, bo nie mogę narazić się na znalezienie mnie przez Perdite.
   - Chodź. Wynosimy się stąd i jedziemy do mojego dworu po parę rzeczy - zdecydowałam, wchodząc do chatki w lesie.
- Już myślałem, że masz zamiar zostać tutaj na stałe - powiedział prześmiewczym głosem i podnosząc się z sofy, zaczął ubierać płaszcz.
- Owszem, nie zostaję tutaj, ale wybieram się do ciebie. - Po jego twarzy przebiegło zdziwienie. Podeszłam do Matta i lekko ucałowałam go w usta, wyciągając za drzwi.



* z łac. "niebezpieczny"

wtorek, 21 października 2014

Alex/ Rozdział 1 - "Zemsta"

   Nie no po prostu świetnie, najpierw dostaję zaproszenie na kolejny durny bal, kto za tym stoi - oczywiście Beryl! Od kiedy dowiedziała się, że zakochałem się w Perdicie nic innego nie robi, tylko próbuje swatać mnie z księżniczką.Wysyła zaproszenia, jak tylko wejdą do sali balowej zaraz z miejsca odchodzi od przyjaciółki i idzie powiedzieć mi kiedy mogę zatańczyć z Perditą. Dobra - jestem wychowany jak na osobę pochodzącą z szanowanego rodu czarowników, ale nie chcę robić sobie nadziei, że ktoś taki jak ja może spodobać się księżniczce. To po prostu niemożliwe. Taka prawda, że pamiętam Beryl jako małą dziewczynkę jestem w prawdzie dużo młodszy od przyjaciółki, ale też starszy od Perdity, więc dla Beryl nie ma różnicy. 
   Wracając do balu, to ten to już po prostu katastrofa, zawsze jest mi żal mej miłości. Dzisiaj moja zwariowana wampirska przyjaciółka powiedziała, że mam schować się za kotarą. Wszystko słyszałem i muszę przyznać, że moja siostra...ehh...szkoda mówić zawsze chce mi się płakać kiedy mówię o Isabell. 
   Zginęła nie dawno podczas oblężenia zamku mojego dziadka jakieś 1200 lat temu. Miałem 300 lat. Zaledwie. Kilka lat wcześniej umarła moja mama i bardzo potrzebowałem siostry. Była dla mnie jak zastępstwo zmarłej matki. Do dziś pamiętam jak umierała w moich ramionach. Pamiętam jak jej amarantowe włosy były mokre od krwi, moich i jej łez i pamiętam jak starałem się jej pomóc wyciągając srebrny sztylet z jej piersi. Obiecałem jej wtedy że zabiję tym nożem tego, który jej to zrobił. Wtedy powiedziała mi że nie mam tego robić po czym pocałowała mnie krótko i zamknęła już tylko różowe oczy. Umarła.
    Nie to było dawno! Nie mogę tak o tym myśleć staram się przecież o to, by starczyło mi odwagi na rozmowę z księżniczką.
    Umiem komunikować się z duchem siostry i znosić wspomnienia jej śmierci. Zmagać się z Beryl i zbywać Clarę. Wiem że nie powinienem, ona wie jak mi ciężko i stara się pomóc, ale ja nie mogę! Potrafię leczyć okropne rany, potrafię przeżywać negatywne uczucia jako karę za moje przewinienia (tak nawiasem mówiąc to Beryl musi przestać karać mnie za często zasłużone grzechy w ten sposób).    Ale dziś nie mogłem znieść widoku Perdity z raną na czole (o której pewnie nie wiedziała) i w poplamionej własną krwią sukience przerażonej i bezbronnej. To był widok nie do zniesienia. I wtedy w sali pojawił się on. Ten który zrobił to mojej siostrze.
   Tego już było jak na mnie za dużo skoczyłem na równe nogi z ukrycia i z całej siły pchnąłem kulą, w której wnętrzu umieściłem cały mój gniew. Wściekłość, która się we mnie wezbrała nie miała granic. Ciskałem kulami czarów w bardzo zdziwione demony, niespodziewające się żadnego ataku. Były tak zdezorientowane że nawet nie zdążyły się obronić. A ja stawałem się coraz wścieklejszy i wścieklejszy, wyczerpałem już wszystkie moje siły i za wszelką cenę starałem się wytworzyć tak dużą kulę jaką mogłem i wtedy mi się udało. Cisnąłem w niego całą siłą mojego zranionego serca. Upadł, a razem z nim jego bracia i siostry. Pamiętam tylko że wydobyłem srebrny sztylet, który nosiłem już od 1200 lat przy sobie i rzuciłem w demona. Z początku pomyślałem, że nie trafiłem, ale po chwili... Zgiął się wpół i wymiotując krwią opadł bez życia na podłogę. Przerażone demony uciekły. Została  tylko jedna kobieta o długich i lśniących czarnych włosach. Stała jak skamieniała. Przez ułamek sekundy nic się nie działo, lecz zaraz potem kobieta podniosła pełną nienawiści twarz i spojrzała na mnie. Byłem już zbyt słaby by się bronić. Mogłem tylko czekać na rychłą śmierć. Ale widocznie demonica nie była w stanie mnie zabić wysyczała tyko: "Zabiłeś mi brata! Zapłacisz! Zapłacisz mi za to!!!", po czym również odeszła.


   Kątem oka dostrzegłem, jak Beryl wybiega ze zrujnowanej już sali balowej. Klęczałem na ziemi. Obok mnie leżał martwy demon ze srebrnym nożem w piersi -"Dokładnie jak Isabell'' - pomyślałem.    Poczułem jak ktoś podnosi mnie z ziemi. Nie wiedziałem kto. Gdzieś głęboko w sobie czułem pustkę, większą niż ta, kiedy straciłem siostrę. Wyrwałem szybkim ruchem sztylet z demona i upadłem znów na kolana. Osoba, która pomagała mi najpierw wstać, zrozumiała że nic nie wskóra zostawiła  mnie na posadzce, a tymczasem ja klęczałem i z uśmieszkiem szaleńca oglądałem sztylet ze wszystkich stron.
   I wtedy podeszła do mnie ona. Powoli jakby ze strachem, lekko kulejąc na jedną nogę, chwiejnym krokiem podeszła Perdita. Nawet teraz wyglądała ładnie. Mimo tego, iż na pobrudzonej krwią i kurzem sukience pojawiły się podarte strzępy materiału (wtedy każda suknia Perdity,o jakiej opowiadała mi Beryl przed każdym balem maskowym i nie tylko tak jakbym nie mógł poznać  dziewczyny, o której marzę przez dobrych kilka lat, była kilku warstwowa), że jej piękne bordowe zwoje włosów stały się niemal różowe od bielącego je pyłu, mimo krwawych zadrapań na rękach, czole i dekolcie. Wolno uklękła obok mnie i delikatnie wyciągnęła mi sztylet z dłoni (nawet nie zauważyłem, że jestem głęboko pokaleczony, pewnie sam to sobie zrobiłem)
   Dalej już nic nie pamiętam oprócz tego iż nagle zaniosłem się płaczem i zemdlałem.

Zosia Kesil